Po pracowitym weekendzie w Zgorzelcu, wracamy powoli fizycznie i mentalnie do XXI wieku. Zrzucając rzeczy potykam się o jakże piekielne ustrojstwo laptopem zwane i zaczynamy ogarniać ten bałagan. Zdjęcia obrobić, zrzucić... a może na odwrót... nieważne...
Zderzenie z rzeczywistością jak zwykle jest lekko bolesne, zwłaszcza, że weekend był piękny i słoneczny. Te całe dwa dni w przepięknej klimatycznej atmosferze sprawiły, że powrót do Wrocławia odczułyśmy jakbyśmy przyjechały do Ankh-Morpork z cyklu Świat Dysku Terrego Pratchetta... Jedyną różnicą jest tu brak Toy Toy'i, których tu może nie będę opisywać, wszak to zupełnie inny świat z sobie tylko znaną cywilizacją.
Nasz skromny kramik znajdował się w części historycznej gdzie odbywały się pokazy i warsztaty różnych rzemiosł. Po jednej stronie za sąsiadkę miałyśmy bardzo miłą koronczarkę tworzącą cudowne koronki klockowe, a po drugiej pszczelarza udzielającego warsztatów z tworzenia świec z wosku i panią z osprzętem do lepienia z gliny jak to dawniej bywało. Żeby nie było, zabrałyśmy ze sobą nasz "frywolny osprzęt" i pokazywałyśmy ludziom jak się tworzy koronkę frywolitkową na czółenkach. Jakże byłyśmy zdumione, gdy wykańczając jedną bransoletkę pewna Niemka, która przyglądała się produkcji od razu ją kupiła :)
Co tu dużo pisać, może zdjęcia oddadzą choć trochę tego co sprawiło, że ten czas choć w pracy, sprawił że odpoczęłyśmy psychicznie i wróciłyśmy z uśmiechami na twarzach :D
ann przy pracy :P
evv przy pracy :P
Taki mały lans na kramie :D
Laleczka w klimacie iście z horroru
Rzemieślnicy

;)
Do usłyszenia drodzy czytelnicy!!!!